-Kochanie! Wstawaj! Spóźnisz się do pracy-
usłyszałam męskie wołanie. Z niechęcią przewróciłam się na drugi bok i otuliłam
się do czubka głowy jedwabną pościelą.
-Wiem,
że jest bardzo wcześnie, ale dziś jest Twój ważny dzień- słysząc to, poczułam
delikatny pocałunek złożony na moich ustach.
-Dzień
Dobry!- Odpowiedziałam uśmiechając się, po czym mocno przeciągnęłam moje ręce
do góry.
-Śniadanie
czeka na stole, a ja idę wyciągnąć auto z garażu.
Dość mozolnie wstałam z łóżka i niestabilnym
jeszcze krokiem podeszłam do okna.
Wyglądał
dziś rewelacyjnie. Uwielbiam patrzeć na niego z mojego osobistego „ukrycia”.
Chociaż wiem, że on zdaje sobie sprawę z tego, że cały czas na niego spoglądam.
Wysiadł z auta. Niechlujnie przejechał dłonią po swoich włosach. Standardowo
spojrzał na swoje obicie w oknie samochodu i poprawił swój krawat, tak, że
wyglądał jeszcze bardziej perfekcyjnie. Odwrócił się, spojrzał do góry i zauważył
mnie… Uwielbiam takie poranki, kiedy całą swoją uwagę mogę skupić tylko na nim.
Szybko zbiegłam na dół do kuchni i zjadłam
śniadanie. Zerknęłam na zegar, naprawdę było już późno. Ugryzłam ostatni kęs
kanapki z sałatą i pomidorem, po czym poszłam do garderoby i przebrałam się w
już wcześniej zaplanowane ubranie. Wyprostowałam włosy oraz przejechałam tuszem
rzęsy i nałożyłam czerwoną szminkę. Kiedy byłam już gotowa poszłam do kuchni i
napiłam się ostatni łyk ciepłej, parzonej kawy. Usłyszałam dźwięk otwieranych
drzwi, a po chwili ciche kroki zmierzające w moją stronę.
-Matt!
Nie uda Ci się mnie przestraszyć!- Krzyknęłam głośno śmiejąc się przy tym.
-Widzę,
że znasz mnie już na wylot i przewidujesz każdy mój ruch- odpowiedział
marszcząc przy tym czoło.
-Przewiduję
także, że musimy się już zbierać. Punkt ósma jest zebranie w redakcji-
wyszczerzyłam zęby i ruszyłam w kierunku wyjścia.
-Byle
do wieczoru- powiedział pod nosem, jednak na tyle głośno, że zdołałam to
usłyszeć.
Wsiedliśmy
do samochodu, zapięłam pasy, po czym ruszyliśmy w drogę. Długo wpatrywałam się
przed siebie. Widok Nowego Yorku, który dopiero budzi się do życia- bezcenny.
Pamiętam, kiedy zobaczyłam to po raz pierwszy, byłam równie oczarowana, jak w
tym momencie. Gdyby ktoś trzy lata temu powiedziałby mi, że moim
najcudowniejszym miejscem na ziemi, osobistą idyllą stanie się Nowy York,
wyśmiałabym go. Zawsze, odkąd sięgam
pamięcią chciałam zarabiać na życie w Londynie, ponieważ urok tego miasta, tej
społeczności i obyczajów niezwykle mnie fascynował. Ale stanęła przede mną
propozycja nie do odrzucenia. Ogromne ryzyko i strach, ponieważ miałam wtedy
prawie dziewiętnaście lat i tak naprawdę nie wiedziałam, czego chcę. Ale dziś z
ręką na sercu mogę powiedzieć, że decyzja o wyjeździe do Nowego Yorku i
podjęcie się tam pracy w „New York Time” była najlepszą, jaką w życiu mogłam
podjąć.
Pierwsze
miesiące nie były proste. Samo przyzwyczajenie się do zmiany godzin zajęło mi
dość sporo czasu. Ale każdego dnia było coraz lepiej. Rzeczywistość, która mnie
otaczała była zupełnie inna niż w Wielkiej Brytanii. Byłam zdana tylko na
siebie, a jedyną osobą, z którą miałam cywilizowany kontakt był mój szef Matt.
Matt Lanter. Początkowo mieszkaliśmy w hotelu, który znajdował się naprzeciwko
redakcji, ale nie trwało to długo. Zaledwie po tygodniu został nam przydzielony
niewielki dom na przedmieściu. Jako, że mnie i Matt’a łączyły tylko relacje
zawodowe podzieliliśmy go do pół. Góra należała tylko do mnie, z kolei dolna
część była jego, a kuchnia i łazienka wspólna. Na szczęście Lanter’a rzadko
można było zastać w domu. Ale z Nim wiąże się już inna historia.
Oprócz pracy przez trzy lata walczyłam z
obojętnością do ludzi. Nie potrafiłam nikomu zaufać, nawiązywać normalnych
relacji. Spowodowane to było moim spojrzeniem na świat. Jestem niepoprawną
romantyczką i tego nie zmienię. Po przyjeździe do Stanów żyłam miłością do
Liam’a, która w rzeczywistości nie była realna. Straciliśmy ze sobą kontakt i
nikt nie starał się tego naprawić. Ja zniknęłam z jego życia, a on z mojego.
Uczucie pustki zawładnęło mną i ciągle zataczało koło. Choć Nowy York to
przeogromne miasto wszystkich narodowości, to czułam się tam okropnie samotna.
Jedyne osoby, z którymi miałam bardzo dobry kontakt to rodzina, Magda i Adaś,
który żyje! Leki oraz chemioterapia zaczęły działać, a on znów stał się tym
niepokornym chłopakiem, którego znałam z liceum.
Jednak
kilka miesięcy temu coś się zmieniło, znów zaczęłam mieć w sobie uczucia, które
mną zawładnęły. Nie było to za sprawą kogoś nowo poznanego, ale osoby, którą
znałam już na wylot. Wiem, że jest ostrym zawodnikiem i, że nie ma z nim
żartów. Jest stanowczy i pewny siebie. Dąży zawsze do celu, nigdy się nie
załamuje. Brzmi jakby był jakimś przywódcą? Z pewnością można go tak określić,
gdyż, jako redaktor naczelny „New York Time” wymagane jest od niego, aby
posiadał takie cechy. Kto by pomyślał, że Matt może stać się kimś, kogo
pokocham. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej chciałam być przy nim. Czuć jego
zapach, dotykać świeżej koszuli i jak na kobietę przystało poprawiać
niechlujnie zawiązany krawat. Nie byłam z nikim od trzech lat, więc związek z
Matt’em jest dla mnie wyzwaniem. Poznaje na nowo siebie i czułość. Odkrywam wszystko to, o czym zdążyłam już
zapomnieć.
-O czym
tak myślisz?- Matt zapytał stając na czerwonym świetle, przejeżdżając dłonią po
moim kolanie.
-O
Tobie- kąciki moich ust uniosły się do góry.
-Może
zaczniesz myśleć na głos? Chętnie bym posłuchał, co sądzisz na mój temat-
powiedział, po czym ruszył autem.
-Chciałbyś,
ale kobiece myśli są silnie strzeżone- w moim głosie dało się usłyszeć odrobinę
powagi.
-Też o
Tobie często myślę- odpowiedział zaczepienie.
Nic mu
na to nie odpowiedziałam tylko posłałam ciepłe spojrzenie. Znów spojrzałam
przez szybę samochodu i zauważyłam, że jesteśmy już na parkingu koło redakcji.
Spokojnym krokiem weszliśmy do środka i windą wyjechaliśmy na siódme piętro.
Cały zespół redakcyjny czekał na nas w największej sali zebraniowej na piętrze.
-Witam
serdeczne! Jak wiecie zebraliśmy się tutaj z dwóch powodów- zaczął Matt,
gestykulując przy tym rękami- Pierwszym powodem jest odejście naszej wspaniałej
pani Sophie na emeryturę i tym samym zwolnienie się miejsca zastępcy redaktora naczelnego
„ New York Time”. Jako, że wspólnie z panią Sophie współpracowałem przez trzy
lata chciałbym gorąco jej podziękować za udział w tworzeniu tego czasopisma- w
tym momencie wręczył jej bukiet kwiatów, który wcześniej zamówił.
Po
twarzy pani Sophie spłynęło kilka łez, widać było wzruszenie, ale także smutek
z tego, że czas się pożegnać.
-Dobrze,
a teraz z pewnością czekacie na wiadomość, kto będzie nowym zastępcą redaktora
naczelnego? Myślę, że to nie tajemnica i każdy się tego spodziewał. Tą osobą
zostaje Karolina Majewska.
Gdy to
usłyszałam byłam z siebie bardzo dumna, że udało mi się osiągnąć coś, o czym od
zawsze marzyłam. Czekałam na to dość długo, by w końcu zająć to stanowisko. Uśmiechnęłam
się szeroko, po czym wykorzystałam swoje pięć minut.
-Chciałabym
ogromnie podziękować za tę szansę- oczy skierowałam na Matt’a- wierzę, że
będzie się nam razem dobrze i owocnie współpracować. Cieszę się, że mam tak
świetną ekipę redakcyjną. Oczywiście będzie mi bardzo brakować pani Sophie- po
tych słowach podeszłam do niej i uściskałam ją przyjaźnie - Ale mam nadzieję,
że godnie będę ją zastępować- powiedziałam pewnie.
-Z
pewnością sobie poradzisz. Jesteś jedną z najlepszych redaktorek- powiedział
Matt, spoglądając kątem oka na mnie.
-Tak
czy inaczej jestem ogromnie wdzięczna za powierzenie mi tak odpowiedzialnego
stanowiska!- Odparłam radośnie.
-W
takim razie napijmy się symbolicznej lampki szampana, aby pożegnać panią Sophie
i powitać moją nową pomocnicę Karolinę- zaproponował Lanter.
Wszyscy
z redakcji osobiście zaczęli mi gratulować i oczywiście życzyć powodzenia.
Przede mną stoi nie lada wyzwanie, w którym mam nadzieję sprawdzić się jak
najlepiej. Zamieniłam jeszcze kilka słów z panią Sophie, po czym pomogłam jej
znieść pudła z rzeczami na dół. W jej oczach widać było, że zawsze będzie
odczuwać sentyment do tego miejsca. W „New York Time” przepracowała ponad
dwadzieścia pięć lat. Z pewnością, jako dużo młodsza stażem, będę brać z niej
przykład.
Niestety
szybko musiałam wracać do pracy, artykuły do nowego numeru same się nie
napiszą. Przechodząc koło gabinetu Matt’a , ukradkiem patrzyłam na to z jakim
zapałem pracuje. Jest perfekcjonistą, nigdy nie odda gazety do druku wiedząc,
że coś jest nie tak, nawet, jeśli chodzi o wielkość czcionki lub jej kolor. Uchwyciłam
jedno z jego przenikliwych spojrzeń, uśmiechnęłam się, po czym spokojnie mogłam
iść pisać artykuł na temat zalet i wad diety dukana. Do dyspozycji miałam wiele
badań, opinie ankietowanych, tydzień temu rozmawiałam na ten temat z
dietetykiem, ale nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas rozmyślałam o mojej
przygodzie z pisaniem i o tym, że nareszcie spełniam się zawodowo. Początkowo
to był dwuletni staż, który przeleciał jak ziarenka piasku przez place. A tu
już trzy lata ciężkiej harówy. Przyniosły oczywiście ze sobą doświadczenie,
tysiące artykułów i jeszcze więcej poprawek, o wiele za dużo godzin spędzonych
na szukaniu wszelakich informacji, osiem złamanych obcasów, dwie podarte
koszule, załamanie nerwowe jak i chwilę radości, setki poznanych osób, kilka
autografów od osobistości, pierwsze strony w gazecie, aż w końcu miano zastępcy
redaktora naczelnego. Czy marzenia się spełniają? Oczywiście, że tak, ale
wymaga to ogromnej pracy i zaangażowania. Nie wspomnę tutaj o dużych
pieniądzach, które co miesiąc wpływają na moje konto bankowe. Nie powiem, stać
mnie na wszystko, czego zapragnę. Być może wygląda to tak, jakbym była
materialistką. Wręcz przeciwnie, mam teraz do nich szacunek, ponieważ własnymi
rękami je zarabiam. To, że korzystam z nich, a nie odkładam na lokatę nie
świadczy o tym, że nie potrafię oszczędzać. Raczej czerpię z życia i z bonusów,
jakie mi daje.
-Napisałaś
już coś? Za kilka godzin muszę mieć ten artykuł na swoim biurku- powiedział
Matt, zamykając przy tym drzwi do mojego nowego gabinetu.
-Mam
zaledwie wstęp, ale nie martw się, będziesz miał wszystko na czas- zapewniłam
go.
-Dziś
nie chcę zostawać po godzinach, więc musisz się pospieszyć-dopowiedział.
-Masz
jakieś plany? Myślałam, że dziś spędzimy razem wieczór, ugotuje coś dobrego,
oglądniemy film?- Zapytałam z zaciekawieniem.
-Owszem
spędzimy ten czas razem, ale zaplanowałem coś lepszego niż siedzenie w domu-
uśmiechnął się zadziornie i pocałował mnie w czoło.
-Brzmi
ciekawie, lubię jak mnie tak zaskakujesz- spojrzałam mu głęboko w oczy i
niezauważalnie oblizałam swoje usta.
-O
szesnastej czekam na Ciebie na parkingu, więc szybko pisz artykuł- Matt tym
razem pocałował mnie czule w usta, tym samym zachęcając do pracy.
Ucieszyłam
się, że mój ukochany wreszcie wybił się z naszej codziennej rutyny i wpadł na
inny pomysł niż oglądanie telewizji na kanapie. To znaczy, że cieszy się tak
samo jak ja, z mojego sukcesu. Od razu
nabrałam większych chęci i zabrałam się za pisanie. Mając bodziec w postaci
Matt’a wszystko staje się lepsze, a słowa pisały się same. Wystarczyło zaledwie
kilka godziny bym miała gotowy artykuł, zrobiony od deski do deski. Zaniosłam
tekst do korekty, po czym znalazł się na biurku Matt’a. Wiedząc, że na dziś
skończyłam już pracę postanowiłam się odświeżyć. Poszłam do łazienki,
przeczesałam włosy i musnęłam usta czerwoną szminką. Z torebki wyciągnęłam moje
ulubione perfumy i spryskałam nimi ciało, tak, że ich zapach unosił się w
powietrzu. Poprawiłam moją niebieską ołówkową sukienkę, a na nią narzuciłam
granatową marynarkę. Tak naprawdę nie wiedziałam, co planuje Matt, więc wolałam
wyglądać w miarę przyzwoicie. Zerknęłam na telefon, zbliżała się szesnasta.
Postanowiłam zejść na dół na parking, ale szłam dość wolno. Nie chciałam czekać
na Lanter’a, niech to właśnie on czeka na mnie.
Promienie
słoneczne ciepło ogrzewały moją twarz, a stukot moich czarnych szpilek można
było usłyszeć wszędzie. Matt siedział a aucie i ruszał głową w rytm muzyki. O
tej porze zazwyczaj jego marynarka wisiała na tylnym siedzeniu, a krawat był
mocno poluzowany. Tym razem było inaczej. Wyglądał bardziej elegancko, niż z
rana. Powaga i skupienie było wyrysowane na jego twarzy. Zauważył mnie. Wysiadł
z samochodu i jak na dżentelmena przystało obdarował mnie namiętnym
pocałunkiem. Czułam się jak w niebie, jak prawdziwa kobieta. Otworzył mi drzwi,
a następnie je zamknął, włożył kluczyki do stacyjki i pojechaliśmy.
-Gdzie
jedziemy?- Zapytałam.
-Tajemnica-
odpowiedział stanowczo.
-Może
jakaś podpowiedź? Proszę- zrobiłam maślane oczy.
-Kochanie
musisz być cierpliwa. Jeśli nauczysz się tej sztuki będzie Ci w życiu łatwiej-
powiedział pouczając mnie przy tym.
-Dobrze
już o nic nie pytam- założyłam na siebie ręce.
-Czytałem
Twój artykuł- Matt zmienił temat- Jest naprawdę dobry. Widzę, że lubisz pisać
na temat zdrowia- gratulował mi.
-Dziękuję.
W sumie lubię pisać na różne tematy. Jak się ma do tego smykałkę to napiszę się
wszystko- wyszczerzyłam zęby.
-Ale ty
jesteś skromna- zaśmiał się na głos - Ale zgadzam się! Jesteś utalentowana!
Po tych
słowach skradłam mu buziaka i do końca drogi jechaliśmy w milczeniu, co chwile
na siebie spoglądając. Zajechaliśmy autem przed ogromny budynek w samym centrum
Nowego Yorku. Początkowo nie wiedziałam gdzie się znajdujemy, dopiero, kiedy
wysiadłam z samochodu zobaczyłam, że jesteśmy koło jednej z najdroższych
restauracji „Blue Hill”. Weszliśmy do środka. Ekskluzywna sala balowa, bar,
recepcja, żyrandole z kryształów. Brązowe, lśniące się płytki i śnieżnobiałe
zasłony. Zaraz po przekroczeniu progu podszedł no nas kelner i zaprowadził do
wcześniej zarezerwowanego stolika.
-Nieźle
to wykombinowałeś- powiedziałam siadając przy stole.
-Wszystko
dla Ciebie- uśmiechnął się i podał mi kartę dań.
-Dziękuję!
Zapowiada się naprawdę cudowny wieczór-powiedziałam czule i spojrzałam na
niego. Zobaczyłam, że nerwowo zagryza wargi. Zaczęłam się zastanawiać, czym się
tak denerwuje. Zazwyczaj wykazywał stoicki spokój, a teraz cały drżał. Nie
wiedziałam, czym jest to spowodowane? Może chciał, by kolacja udała się w stu
procentach? Zamówiliśmy dania, ja łososia w cieście francuskim, Matt risotto na
czerwonym winie. Nagle zadzwonił jego telefon, odebrał i wyszedł z
pomieszczenia. Nie było go dość długo, ale kiedy wrócił był bardzo
podekscytowany.
-Nie
uwierzysz!- Powiedział głośno.
-Co się
stało?- Zapytałam z zaciekawieniem.
-Nasza
gazeta „New York Time” weźmie udział w międzynarodowym konkursie. Co roku jest
on organizowany i do finałowego etapu dostaje się tylko 10 czasopism z całego
świata.
-Naprawdę?
To wspaniale!- Ucieszyłam się.
-W
tamtym roku tematem przewodnim była muzyka Michela Jacksona. Każdy musiał
napisać oryginalny artykuł na temat jego życia, twórczości, sukcesów, czy stylu
bycia. Zwycięska gazeta otrzymuje sto tysięcy dolarów, a autor artykułu nagrodę
Grand Press.
-Jest,
o co powalczyć! A w tym roku, jaki jest temat?- Dopytywałam.
-Młodzi,
utalentowani i zabawni. Oczywiście chodzi mi o najsłynniejszy boysband na
świecie-One Direction- powiedział z zachwytem.
Gdy to
usłyszałam oczy wyszły mi ze zdziwienia, a serce nie wiedzieć, czemu zaczęło
mocno bić. Musiałam wziąć duży łyk zimnej wody by cokolwiek z siebie wydusić.
-Twardy
orzech do zgryzienia- w tym momencie Matt mi przerwał i dodał:
-Dodatkowo
każdy, kto podejmie się napisania artykułu o nich ma zagwarantowane trzy
spotkania z nimi by się zapoznać. To niepowtarzalna okazja!- Uśmiechnął się
szeroko.
-Taaaak…-
powiedziałam, przewracając oczami.
-Z
tego, co pamiętam udało Ci się ich poznać? Tak?- Zmarszczył pytająco czoło.
-Powiedzmy,
że w pewnym sensie ich znam- odparłam obojętnie, chcąc uniknąć tego tematu.
-To
cudownie!- Krzyknął- To właśnie Ciebie zgłosiłem do napisana tego artykułu.
Piszesz świeżo, nieszablonowo, dodatkowo już ich znasz, więc wiesz, jacy są.
Wygraną mamy w kieszeni.
-Słucham?
Czy ty sobie żartujesz?- Zrobiłam groźną minę.
-Przecież
poradzisz sobie! Ja w Ciebie wierzę- przejechał delikatnie dłonią po mojej
ręce.
-Doskonale
wiesz, że wolałabym uniknąć z nimi kontaktu- wzruszyłam ramionami i wzięłam
głęboki oddech.
-Proszę,
to tylko jeden artykuł, a jaką ma ogromną cenę. Potraktuj ich jak obcych ludzi.
Zapomnij o przeszłości. Wcale nie musisz znów z nimi odbudowywać kontaktów-
Matt powiedział błagalnie.
-W
sumie masz rację. Muszę podejmować takie wyzwania, może jest to moja kolejna
życiowa szansa- odpowiedziałam robiąc przy tym mądry wyraz twarzy.
-Dokładnie,
poradzisz sobie z pewnością- upewnił mnie w swoich przekonaniach.
-One
Direction, czy inne gwiazdy… nieważne. Teraz mam Ciebie, nikt nam tego nie
zepsuje- dodałam stanowczo.
Nagle
Matt uniósł swoją prawą rękę do góry. Nie wiedziałam, o co może mu chodzić.
Koło naszego stolika pojawiło się dwóch skrzypków i zaczęło grać piękną,
powolną i melancholijną melodie.
-Długo
czekałem na tę chwilę, ale jestem już gotowy. Cały dzień zżerały mnie nerwy…- powiedział
Matt wstając od stolika.
-O, co
chodzi? Co się dzieje? – Zapytałam rozglądając się dookoła.
W tym
momencie podszedł do nas kelner i wręczył mu małe czerwone pudełeczko, po czym
otworzył mojego ulubionego szampana. Matt uklęknął na jedno kolano i zaczął
mówić:
-Wiem,
że jesteśmy ze sobą dość krótko, ale jestem pewien mojej miłości do Ciebie.
Uwielbiam patrzeć na Ciebie, gdy się budzisz i utulać Cię do snu. Pomagać w
trudnych chwilach i cieszyć się z twoich sukcesów. Chcę być z Tobą do końca
życia, więc Karolina, czy wyjdziesz za mnie?
Nie
zastanawiałam się ani sekundy, bez zastanowienia wtuliłam się w Jego ramiona i
cicho płakałam. Wyszeptałam mu do ucha, że się zgadzam. Pierwszy raz w życiu
poczułam, że podjęłam właściwą decyzję. Wierzyłam w to, że nasza miłość to
przeznaczenie. Pocałowałam go czule i pogłaskałam dłonią jego policzek, patrząc
mu prosto w oczy.
-Kocham
Cię, naprawdę cię kocham- powiedział obejmując mnie jeszcze mocniej, tak, że
poczułam, jakbym była jedyną pasującą częścią jego.
***
Witajcie w II tomie opowiadania. Z pewnością jest to dość zaskakujący rozdział! Spodziewaliście się, że tak potoczą się sprawy Karoliny? Tak czy inaczej, mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu.